Bieganie

Bieganie to dziś, obok jazdy na rowerze, najpopularniejszy sport uprawiany przez Polaków.

W ostatnim sondażu firmy ARC Rynek i Opinia regularne bieganie zadeklarowało 21 proc. badanych. Do tej formy aktywnego spędzania wolnego czasu przekonuje się coraz więcej osób, co widać szczególnie na ulicach dużych miast. Warto jednak, by biegacze dobiegli także do lasów.

Dlaczego, ulegając modzie na zdrowy styl życia, wybieramy akurat bieganie? Jest to z pewnością najbardziej demokratyczna dyscyplina sportu. Uprawiać ją może każdy, niezależnie od wieku. W październiku ubiegłego roku maraton w Toronto ukończył stulatek, Brytyjczyk Fauja Singh. Zmarły trzy lata temu Polak Henryk Braun biegał do 96 roku życia. Także stan zdrowia nie zawsze jest przeszkodą. W imprezach w całej Polsce na starcie stawia się przynajmniej kilkudziesięciu zawodników poruszających się o kulach. Standardem jest udział w większych biegach zawodników poruszających  się na wózkach.

Bieganie to też z pewnością jeden z najtańszych sportów, do którego uprawiania w ostateczności wystarczą buty za kilkadziesiąt złotych

Bieganie to też z pewnością jeden z najtańszych sportów, do którego uprawiania w ostateczności wystarczą buty za kilkadziesiąt złotych. A przy tym jeden z najbardziej efektywnych dla chcących zrzucić wagę. Godzinny bieg pozwala spalić tysiąc kalorii. Dla porównania, jeżdżąc tak samo długo na rowerze spalimy 300-600 kalorii, pływając - 400 kalorii, a uprawiając aerobic – około 550 kalorii. Do tego biegać możemy o każdej porze roku (przy odpowiednim zabezpieczeniu, biegaczom niestraszne są nawet kilkunastostopniowe mrozy) i wszędzie. Choć najlepiej, rzecz jasna, po lesie.

Zielona bieżnia

Dlaczego właśnie tam? Powód jest oczywisty. O ile przyjemniej biega się tam, gdzie unosi zapach drzew, zamiast smrodu spalin. Gdzie słychać szum liści i śpiew ptaków, a nie wielkomiejski zgiełk. Gdzie wiatr nie wieje nam w twarz, tylko delikatnie orzeźwia, a słońce, zamiast świecić w oczy, delikatnie sączy się rozproszone przez liście.

fot. Val Thoermer/Shutterstock.com

Bieganie po lesie jest nie tylko przyjemniejsze, ale też zdrowsze. – Powietrze w lesie jest kilkadziesiąt razy czystsze niż w miastach, a olejki eteryczne wydzielane przez drzewa mają działanie bakteriobójcze i grzybobójcze. W dodatku żywa zieleń i panująca w lesie cisza działają na człowieka uspokajająco – tłumaczy Anna Malinowska, rzeczniczka Lasów Państwowych.

Wpływ na nasze zdrowie ma też to, po czym biegamy. Pod tym względem leśne ścieżki mają zdecydowaną przewagę nad asfaltem i płytami chodnikowymi. Są miękkie i amortyzują wstrząsy podczas stawiania kroków. Ma to zbawienny wpływ przede wszystkim na nasze kolana i kręgosłup.

Od czego zacząć przygodę z bieganiem? Od zakupu odpowiednich butów

Od czego zacząć naszą przygodę? Od zakupu odpowiednich butów. Używanie przypadkowego obuwia, nawet sportowego, nie ma sensu, bo z pewnością zniechęci do biegania. Buty dla biegaczy mają odpowiednio wyprofilowaną podeszwę, żeby ułatwić przetaczanie stopy, i – przynajmniej te klasyczne, treningowe - amortyzację, żeby niwelować wstrząsy.

Przed wyborem obuwia powinniśmy sprawdzić, jak stawiamy stopę podczas robienia kroku. Najlepiej w tym celu obejrzeć podeszwę butów noszonych jakiś czas noszonych na co dzień. Jeśli jest bardziej starta od strony wewnętrznej - musimy szukać butów dla pronatorów, jeśli od zewnętrznej – dla supinatorów, a jeśli jest starta w miarę równomiernie – mamy stopę neutralną. Możemy to też sprawdzić stawiając mokrą stopę na kartce papieru. Dzięki odpowiedniemu dobraniu butów nasz krok będzie stabilniejszy, a mięśnie i ścięgna równomiernie obciążone, a więc mniej podatne na kontuzje.

Kolejna rzecz, jaka powinniśmy wziąć pod uwagę, to podłoże, po którym będziemy biegać. W większości przypadków najlepsze będą buty uniwersalne, doskonale nadające się do biegania i w mieście, i po leśnych ścieżkach. Producenci oferują też buty trailowe, czyli do biegania w trudnym terenie. Te świetnie sprawdzą się na ścieżkach leśnych, a nawet poza nimi, jednak już bieganie na asfalcie będą mniej komfortowe. Mają mocno profilowaną podeszwę, często są cięższe, bardziej zabudowane i mniej przewiewne.

Coraz większą popularność zdobywają buty do biegania naturalnego. Są prawie zupełnie pozbawione amortyzacji, mają głęboko nacinaną podeszwę i miękką cholewkę, co umożliwia wyginanie ich w każdą stronę. Bieganie w takich butach przypomina bieganie boso. Polecane są osobom, które mają już za sobą kilkusetkilometrowy trening i zdążyły wzmocnić mięśnie nóg.

Inspektor gadżet

Buty to w zasadzie jedyny zakup niezbędny, by wyruszyć na trasę. Zacząć bieganie możemy w zwykłej bawełnianej koszulce, choć oczywiście bardziej komfortowo będziemy się czuć w tzw. koszulce technologicznej. Jest wykonana ze sztucznej tkaniny, która jest przewiewna, nie wchłania potu, nie przykleja się do ciała i nie obciera.

fot. Dudarev Mikhail/Shutterstock.com

W specjalistycznych sklepach dla biegaczy możemy kupić dowolny element ubioru. Wczesną wiosną przydatna może się okazać chroniąca przed wiatrem i zimnem bluza, długie spodnie, cienka czapka i rękawiczki. Producenci odzieży oferują  stroje na każdą pogodę, nawet kilkunastostopniowy mróz. Z ubiorem nie należy jednak przesadzać. Powinniśmy ubierać się tak, by przed rozpoczęciem biegu było nam odrobinę za zimno. Po krótkim wysiłku i tak za chwilę będzie nam zbyt ciepło. Gruby ubiór, wbrew temu co można zobaczyć w niektórych filmach, nie pomaga w szybszym zrzuceniu wagi podczas treningu.
Różnorodność i ilość sprzętu dla biegaczy jest już tak duża, że powstają sklepy przeznaczone wyłącznie dla uprawiających ten sport. Wśród mniej lub bardziej przydatnych gadżetów znajdziemy m.in. okulary (dobrze trzymające się głowy, zwykle w wymiennymi szkłami na różną pogodę lub porę dnia), pasy z bidonami (przydatne, kiedy biegamy w upale lub więcej niż 10 km) czy pulsometry. Te ostatnie to urządzenia, najczęściej w formie zegarków, z wbudowanym odbiornikiem GPS i monitorem tętna, współpracujące z domowymi komputerami. Profesjonalistom pozwalają mierzyć wszystkie parametry biegu (czas, trasa, dystans, prędkość, tempo, wysokość nad poziomem morza itp., szacunkową liczbę spalonych kalorii) i kondycję organizmu (tętno) i odpowiednio planować trening. Dla amatorów są świetnym motywatorem. Pozwalają śledzić postępy, bić kolejne rekordy i chwalić się nimi w serwisach społecznościowych. Zakup pulsometru to wydatek od kilkuset do ponad tysiąca złotych, jednak posiadając smartfona możemy zastąpić pulsometr jedną z wielu darmowych aplikacji, dających podobne możliwości.

Do biegu

W polskich lasach miejsc, w których można biegać są tysiące. Najlepiej nadają się do tego ścieżki dydaktyczne i szlaki turystyczne. Samych ścieżek dydaktycznych, czyli szklaków poprowadzonych wzdłuż najciekawszych obiektów przyrodniczych czy miejsc historycznych, oznakowanych tablicami informacyjnymi, jest w lasach blisko 500. Oprócz tego leśnicy wyznaczyli ponad 22 tys. km pieszych szlaków. To dystans odpowiadający ponad 520 maratonom.

W polskich lasach miejsc, w których można biegać są tysiące. Najlepiej nadają się do tego ścieżki dydaktyczne i szlaki turystyczne

W lasach powstają też pierwsze trasy przeznaczone specjalnie dla biegaczy. Na przykład, leśnicy z Kalisza Pomorskiego wytyczyli w Cybowie ścieżkę z oznaczeniami pokonanego dystansu co 100 metrów. Zaczyna się ona i kończy na obrzeżach miejscowego stadionu i liczy 2600 metrów.

Tras do biegania jest w lasach tyle, że z większości miejsc w Polsce dojedziemy do nich samochodem w pół godziny. Zwykle w pobliżu znajdziemy leśny parking oraz miejsca biwakowe lub wiaty turystyczne, gdzie można odpocząć. Najbliższą ścieżkę czy szlak najłatwiej znajdziemy w Leśnym Przewodniku Turystycznym Czaswlas.pl (więcej o nim na str. XX). Wszelkich informacji udzielą także pracownicy nadleśnictw, do których telefony możemy znaleźć na stronach internetowych regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych.

Inną formą promocji biegania po lasach jest udział leśników w organizowaniu zawodów. Takich imprez jest w kraju kilkadziesiąt: od lokalnych biegów na krótkich, kilkukilometrowych dystansach do maratonów, ściągających nawet zawodników z zagranicy.

Na start

Podczas pierwszych treningów powinniśmy pamiętać, że to jeszcze nie wyścig. Szybki, ale krótki bieg nic nam nie da. Prędzej nabawimy się kontuzji i zniechęcimy do biegania, niż poprawimy kondycję czy zrzucimy wagę (organizm zaczyna spalać tłuszcz najwcześniej po 30 minutach biegu). Lepiej zacząć od kilkuminutowego marszu, przejść do marszobiegu, a dopiero później do – wciąż bardzo wolnego – biegu. Po kilku takich treningach większość z nas będzie w stanie biegać przez około pół godziny bez zatrzymywania się. Parę tygodni później można spróbować swoich sił w pierwszych zawodach. Nie bójmy się porażki. Najlepsi biegacze dobiegają wprawdzie do mety biegu na 5 km w około 15 minut, jednak limit na ukończenie takich zawodów to zwykle 60 minut. W godzinę te 5 km można pokonać spacerem.
Start w zawodach świetnie motywuje do dalszego biegania: osiągania coraz lepszych czasów i przemierzania coraz dłuższych dystansów. Jak to robić – powiedzą nam poradniki, które bez problemu znajdziemy w Internecie czy księgarniach. Warto do nich zajrzeć, by nasze bieganie stało się stylem życia a nie tylko chwilową mogą. Nestor biegaczy Henryk Braun, powtarzał „kto biega całe życie, ten się czuje znakomicie". 8 milionów Polaków już mu uwierzyło.


Asset Publisher Asset Publisher

Zurück

Sześć ognistych dróg do lasu

Sześć ognistych dróg do lasu

Każdy pożar to wynik prostego działania. Wystarczą trzy czynniki, by powstała iskra, która zmieni las w morze ognia. Dwa pierwsze – bujna roślinność oraz utleniacz, czyli zawarty w powietrzu tlen – są w nadmiarze. Kluczowy jest jednak trzeci element, czyli nieprzewidywalny bodziec.

Zwykło się mówić, że dziewięć na dziesięć pożarów powoduje człowiek. Rzeczywistość jest, niestety, gorsza. Statystyki nie pozostawiają złudzeń: aż 99 proc. pożarów lasów powstaje w efekcie ludzkiej działalności. Oznacza to, że trzy najczęstsze przyczyny pożarów lasów to: mężczyźni, kobiety i dzieci. W lesie, gdzie ani paliwa, ani tlenu nie brakuje, ogień zaprószony przez człowieka zawsze znajdzie sposób, by zaistnieć.

A zrozumienie, skąd się bierze, jest kluczem do skutecznej ochrony lasu. Inaczej zapobiega się pożarom wzdłuż linii kolejowych, a inaczej zwalcza celowe podpalenia. Przyczyn pożarów jest wiele, a każda z nich ma swoje unikalne tło. Poznajmy teraz sześć dróg, którymi ogień wkracza do lasu – i sprawdźmy, czy którąkolwiek z nich da się zamknąć.

Zagadkowe płomienie

Nie każdy ogień zdradza swoje sekrety. Choć nowoczesna technologia umożliwia odtworzenie biegu wielu wypadków, wciąż zdarzają się pożary, które wymykają się prostym interpretacjom i pozostawiają biegłych z zakresu pożarnictwa z garścią pytań zamiast odpowiedzi. Zagadkowa kategoria „przyczyna nieznana” obejmuje właśnie te przypadki – tajemnicze i nierozwikłane. Powód jest zaskakująco prozaiczny: brakuje ekspertów. Ustalanie genezy pożarów lasów to bardzo skomplikowana i wąska specjalizacja. Biegli w zakresie pożarnictwa, najczęściej strażacy, choć doskonale radzą sobie z gaszeniem ognia, rzadko dysponują wystarczającą wiedzą o leśnym ekosystemie, by dostrzec wszystkie subtelne, ukryte w leśnym runie, ślady pożarowe. Z kolei leśnicy, choć chronią lasy przed ogniem, nie są przygotowani do badania pożarzysk.

W prostych, jednoznacznych przypadkach, gdy ślady są ewidentne, wyraźne i łatwe do odczytania, współpraca strażaków i leśników pozwala szybko ustalić przyczynę pożaru. Lecz w sytuacjach bardziej złożonych, gdy dowody są śladowe lub trudne do zinterpretowania, dochodzenie w tej sprawie staje się prawdziwym wyzwaniem.

Praca biegłego na pożarzysku przypomina śledztwo. Pierwszym krokiem jest ustalenie kierunku rozprzestrzeniania się ognia. Biegły poszukuje charakterystycznych śladów na pniach drzew, starając się wyczytać z wypalonych obszarów informacje o trasie, jaką pokonały płomienie. Wskazówką mogą być takie szczegóły, jak kierunek układania się zwęglonych traw czy ułożenie niespalonych, zwiniętych od temperatury liści. Badacz stopniowo zawęża teren poszukiwań, zbliżając się do obszaru, w którym ogień najprawdopodobniej wybuchł. Kiedy go odnajdzie, rozpoczyna żmudne przesiewanie pogorzeliska, często robiąc to na kolanach. Tropi ślady ludzkiej ingerencji. Nawet jeśli znajdzie podejrzane przedmioty, musi ustalić, czy były one przyczyną pożaru, czy tylko przypadkowo znalazły się na miejscu zdarzenia. To precyzyjna, wymagająca cierpliwości praca, w której najmniejszy detal może się okazać przełomowy.

Ogień to destrukcyjny żywioł, który niszczy las i spopiela większość dowodów wskazujących na jego przyczynę, a te, które przetrwają, mogą zostać zatarte przez działania gaśnicze. Woda wylana z węży strażackich, rozprowadzona pod ogromnym ciśnieniem, potrafi wymieszać popiół z glebą, często eliminując kluczowe wskazówki.

Właśnie dlatego aż 39 proc. pożarów lasów w Polsce pozostaje bez ustalonej przyczyny. Choć to niepokojące, lepiej przyznać się do braku danych, niż fałszować statystyki. Ten niedobór informacji pokazuje, ile jeszcze do zrobienia w zakresie dochodzeń pożarowych. Skuteczniejsze ustalanie przyczyn jest kluczowe – bez tego moglibyśmy uznać pożary za dzieło przypadku czy karę boską. Zrozumienie ognia to klucz do ratowania lasów, inaczej pozostaje nam tylko bierne oczekiwanie na kolejny dym.

Zrodzone z burzy

W polskich lasach zaledwie jeden na 100 pożarów jest dziełem natury, a ich skala rzadko wykracza poza niewielkie, lokalne zdarzenia. Jedyną naturalną przyczyną pożarów w naszej szerokości geograficznej są wyładowania atmosferyczne. Błyskawica potrafi roztrzaskać pnie drzew, a wytworzone ciepło może stopić piasek w glebie, tworząc niezwykłe szkliste struktury zwane fulgurytami. Piorun to nie lada bodziec energetyczny, ponieważ osiąga trudną do wyobrażenia temperaturę bliską 30 tys. stop. C, czyli pięciokrotnie wyższą niż na powierzchni Słońca. Jego ofiarami stają się najczęściej pojedyncze drzewa, górujące nad innymi, które błyskawicznie zmieniają się w olbrzymie pochodnie. Rzadko jednak ogień rozprzestrzenia się na sąsiednie korony. Dzieje się tak, ponieważ burzom prawie zawsze towarzyszą opady deszczu gaszącego płomienie w zarodku.

Jednak czasem ściółka zalegająca w pobliżu pnia może pozostać sucha i zachować właściwości palne nawet podczas ulewy. Choćby wszystko dookoła było mokre, to w tak zwanym „cieniu opadowym”, w sprzyjających warunkach po uderzeniu pioruna w pień, na niewielkiej przestrzeni może tlić się niepozorne zarzewie. Dopiero po kilku dniach, gdy okoliczna roślinność wyschnie po burzy, występują odpowiednie warunki, by ogień wyskoczył z ukrycia na większą powierzchnię.

To bomby z opóźnionym zapłonem, dlatego można przypuszczać, że część pożarów o nieznanej przyczynie mogła powstać w wyniku odroczonej reakcji na pioruny. Ślady po uderzeniu są jednak łatwe do identyfikacji. Energia wyładowania jest tak ogromna, że potrafi zagotować wodę w komórkach drzew, co prowadzi do pękania i roztrzaskania ich pni aż do korzeni.

Teoretycznie istnieją inne naturalne przyczyny pożarów, choć w Europie są skrajnie rzadkie. Iskrzenie wywołane tarciem osuwających się skał z zawartością żelaza czy wulkaniczna lawa mogą zapalić suchą roślinność. Na szczęście w Polsce aktywność wulkaniczna to przeszłość – „Śląska Fudżijama” naszym lasom nie zagraża.

Bunt maszyn

Choć 99 proc. pożarów ma źródło antropogeniczne, to nie zawsze wynikają z ludzkiego zaniedbania czy złych intencji. Do wielu pożarów dochodzi w sposób nagły i niezamierzony, bez użycia ognia ani bezpośredniego działania człowieka. Wystarczy awaria urządzenia generującego tarcie lub wysoką temperaturę, by w pobliżu palnej roślinności doszło do zapłonu. Wypadki te, choć niezamierzone, wciąż są efektem ludzkiej działalności, dlatego klasyfikujemy je jako przyczynę antropogeniczną. Czasem wystarczy drobna usterka, która zmieni leśną sielankę w scenografię filmu katastroficznego.

Tak było w przypadku dwóch największych pożarów lasów w powojennej historii Polski. Wysuszone sierpniowym słońcem bory w Kuźni Raciborskiej i Puszczy Noteckiej zapaliły się od iskier z zablokowanych hamulców pociągu. Łącznie spłonęło 15 tys. ha, czyli obszar wielkości Opola. Jak się okazuje, nieszczęśliwy wypadek może spowodować większe zniszczenia niż niejeden podpalacz.

Choć kiedyś transport kolejowy był częstą przyczyną pożarów, dziś stracił na znaczeniu. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku, gdy kursowało wiele parowozów, odpowiadał nawet za 17 proc. wszystkich pożarów lasów w Polsce. Dzięki modernizacji taboru kolejowego i wprowadzeniu nowego typu pasów przeciwpożarowych wzdłuż torów w ostatniej dekadzie takich pożarów było mniej niż 100, co jest poniżej 0,5 proc. dziesięcioletniego zbioru.

Rosnącym zagrożeniem stają się jednak linie energetyczne przebiegające przez las. Ostatnie lata przynoszą coraz częstsze epizody silnych wiatrów, które zwiększają ryzyko uszkodzeń infrastruktury energetycznej. Pożary spowodowane awarią linii energetycznych stanowią dodatkowe zagrożenie dla strażaków, którzy narażeni są nie tylko na sam ogień, ale także na ryzyko porażenia prądem.

Lista nie kończy się na przewodach energetycznych i pociągach, gdyż ile maszyn, tyle możliwych usterek i wypadków. Jednak tym, co charakteryzuje tę grupę pożarów jest fakt, że awariom sprzętu można skutecznie zapobiegać. Regularne przeglądy i konserwacje często wystarczą, by uniknąć tragedii wynikających z pozornie błahych awarii.

Tragiczna lekkomyślność

Nie trzeba zapałek, by podpalić las – wystarczy brak wyobraźni. Lekkomyślne obchodzenie się z ogniem lub żarem może doprowadzić do katastrofy. Choć wszyscy wiemy, że palenie szkodzi, to leśnicy nadal mają największy problem z palaczami. Pomimo że paskudne zdjęcia na paczkach papierosów prezentują przerażające skutki używania wyrobów tytoniowych, to ewidentnie nadal brakuje tam obrazka spalonego lasu. Tlące się niedopałki odpowiadają za 3,5 proc. pożarów lasów w Polsce – to 784 przypadki w ostatnim dziesięcioleciu.

Choć ognisko w lesie ma swój niewątpliwy i niepowtarzalny urok – ciepło ognia, zapach dymu, migoczące światło – to nie zapominajmy, że to przede wszystkim ogromne ryzyko. Dlatego prawo jasno określa, że ogień wolno palić tylko w wyznaczonych miejscach i na określonych zasadach. Ognisko trzeba z wyprzedzeniem zgłosić, uzyskać pozwolenie, a potem starannie ugasić. Jeśli w palenisku pozostawimy gorący popiół lub żarzące się węgle, wiatr może ponownie wzniecić płomienie.

Nie każdy bohater nosi pelerynę – niektórzy po prostu gaszą ognisko do końca i nie rzucają niedopałków w ściółkę. Im więcej wiedzy w głowie, tym mniej dymu w lesie – proste, prawda?

Przy okazji warto obalić popularny mit. Wbrew powszechnej opinii szklana butelka porzucona w lesie nie działa jak soczewka zdolna wzniecić pożar. Szkło opakowaniowe jest zbyt nieregularne i zanieczyszczone, by mogło skupić promienie słoneczne na tyle, by zapalić ściółkę leśną. Jednakże większość przypadków zaniedbania jest powiązana z pustą butelką, a dokładnie opróżnieniem jej wysokoprocentowej zawartości powodującym lekkomyślne obchodzenie się z ogniem.

Zaniedbanie, choć niezamierzone i z definicji pozbawione złych intencji odpowiada za sporą liczbę pożarów. Jednak tego typu pożarom można próbować przeciwdziałać. Edukacja i kampanie społeczne mogą skutecznie zmniejszyć to ryzyko, uświadamiając ludziom konsekwencje ich działań. Jeśli wszyscy wiedzieliby, jak łatwo sprowadzić katastrofę na las, strażacy i leśnicy mieliby więcej wolnych weekendów.

Nieprzypadkowy ogień

Podpalenia to najgroźniejsza i najbardziej niepokojąca przyczyna pożarów lasów. Działania podpalacza są zamierzone. Nikt przypadkowo nie zabiera do lasu na spacer świeczek i kanistra z benzyną. Co przykre i jednocześnie straszne, podpalenia stanowią najczęstszą przyczynę pożarów lasów w naszym kraju i odpowiadają za 40 proc. zdarzeń. Czy jesteśmy krajem piromanów? Gdyby za podpalenia przyznawano medale, bylibyśmy światową potęgą. Statystyki wskazują, że Polska znajduje się w czołówce europejskich państw pod względem liczby umyślnych podpaleń lasów. Dlaczego? Trudno o jednoznaczną odpowiedź.

Podpalacze kierują się rozmaitymi motywami – od zwykłego wandalizmu, przez chęć zemsty na leśnikach, po korzyści finansowe lub zacieranie śladów przestępstwa. Istnieje również motyw znacznie bardziej niepokojący – piroterroryzm, czyli wzniecanie wielkoobszarowych pożarów w celu zastraszenia społeczeństwa. Szczęśliwie dla nas w ciągu ostatnich 10 lat nie odnotowano takiej przyczyny w statystykach Lasów Państwowych, choć jest ona wyodrębniona w metodyce.

Podpaleniom szczególnie trudno zapobiegać. Sprawca sam wybiera miejsce i czas na rozpętanie pożogi. Lasy dają mu anonimowość, a brak świadków sprawia, że wykrycie winnych jest niezwykle trudne. Pomimo stosowania fotopułapek czy częstych patroli Straży Leśnej wciąż trudno zidentyfikować sprawców, a potem udowodnić ich winę przed sądem.

Powtórny zapłon

Pożary lasów niczym Feniks potrafią odradzać się z popiołów. Podmuch wiatru może rozniecić pozornie wygaszony ogień, jeśli pogorzelisko nadal się tli. To, co wydaje się ugaszone, może w sprzyjających warunkach wybuchnąć na nowo, dlatego tak ważna jest dokładna kontrola terenu i eliminowanie wszelkich zarzewi.

Strażacy po akcji gaśniczej muszą sprawdzić każdy dymiący fragment pożarzyska. Spalony obszar trzeba jak najszybciej oborać, tworząc wokół bruzdę pozbawioną roślinności, by zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu ognia. A na koniec z pogorzeliskiem pozostają leśnicy, którzy dozorują je nawet przez kilka dni, aż do całkowitego ostygnięcia. Dzięki ich czujności przypadki powtórnego zapłonu należą do rzadkości.

Kraj nieskutecznych piromanów

W większości przypadków ogień w lesie to dzieło człowieka. Dopóki w lesie będzie człowiek, dopóty ogień znajdzie do niego drogę. Pożary są nieuniknioną częścią leśnej rzeczywistości. Jednak naprzeciw piromanom, lekkomyślnym palaczom czy nieodpowiedzialnym turystom stoją leśnicy ramię w ramię ze strażakami. I choć nie mają wpływu na to, czy pożar powstanie, to wspólnie mogą próbować mu zapobiegać oraz ograniczać jego rozwój. Wspólny wysiłek przynosi efekt. Co roku powstaje w naszym kraju kilka tysięcy pożarów lasów, ale są one niewielkich rozmiarów.

Pożary lasów w latach 2014–2023 na terenie Lasów Państwowych